Przejdź do głównej zawartości

XXVI Biegi Żnińskie - okraszona wspomnieniami licealisty relacja ze startu

Sam nie wiem od czego zacząć, ponieważ ilość wspomnień, które wiążę z miastem Żnin, jest ogromna. Wszystko za sprawą tego, iż chodziłem tu do szkoły średniej, a konkretnie I Liceum Ogólnokształcącego im. Braci Śniadeckich. Przemiło wspominam lata spędzone w tej szkole i darzę ją dużym sentymentem (musiałem zrobić sobie zdjęcie).

Start w biegu na dystansie 10 kilometrów, odbywającego się podczas XXVI Biegów Żnińskich, miał być dla mnie sprawdzianem formy przed nadchodzącym maratonem. Zaplanowałem go wspólnie z moją trenerką, która pomogła mi wyznaczyć konkretny cel tempowy. Między innymi na jego podstawie będziemy mogli wyliczyć tempo startowe na Orlen Warsaw Marathon. Miałem pobiec pierwsze trzy kilometry w tempie 4:45min/km, kolejne trzy 4:35-4:40min/km, a ostatnie cztery poniżej 4:35min/km, w zależności od samopoczucia. A moje samopoczucie tego dnia określiłbym jako osobliwe :) ale dobre. Osobliwe, bowiem za sprawą 25-tych urodzin bydgoskiego, kultowego klubu Mózg i atmosfery, która panowała tam wczorajszego wieczoru i nocy, poszedłem dziś spać później, niż planowałem.

Wracając do genezy powstania tej relacji, cofam się myślami aż 20 lat wstecz! (ale jestem stary). Wtedy to chodziłem do żnińskiego "ogólniaka". Byłem bardzo aktywny sportowo w tamtych czasach i wtedy na serio zaczęła się moja przygoda z siatkówką. Lecz chciałbym nawiązać w tym momencie do biegania, a konkretnie do jednej lekcji wychowania fizycznego, którą, o dziwo, pamiętam dokładnie aż do dziś.

Było to w 1999 roku. Tamtego dnia nasz nauczyciel od w-f, który nosił zabawną ksywę "Kanada", miał zaplanowany bieg na 1000m. Byłem wtedy biegowym cieniasem i dodatkowo nie cierpiałem tej formy aktywności. Wolałem zdecydowanie gry zespołowe. Siata, kosz, nożna, a do tego uwielbiany od najmłodszych lat, tenis stołowy, a nie tam bieganie ;) Jednak wtedy, w 1999, nieco przygotowywałem się do tego testu na kilometr, próbując kilkukrotnie coś tam potruchtać po mojej ukochanej wsi - nic z tego nie było. Nadeszła chwila prawdy, wychodzimy na ten w-f. Ponuro i zimno jak cholera (albo to było jesienią lub pod koniec zimy). Nie wiem czy był wśród nas ktoś chętny, żeby biec. No ale nic, trzeba, to trzeba. Ustawiamy się i na sygnał Kanady startujemy. Oldschoolowy, metalowy stoper odmierzał czas, a start i meta mieściły się między dwoma charakterystycznie ustawionymi drzewami (sprawdziłem w Google Maps i niestety jedno z drzew zostało ścięte, co widać na poniższym zdjęciu) :(
Biegliśmy pętlę. Postanowiłem, że tego dnia, jak tylko to długo będzie możliwe, pobiegnę za najszybszym kumplem, ksywa "Pyra", który trenował hokej na trawie i był wybiegany najbardziej z nas wszystkich. Utrzymałem się za nim przez około 500-600 metrów, a potem, jak już mi uciekł, każdym milimetrem swojego ciała, przetaczałem się naprzód, najszybciej jak potrafiłem. Poziom kwasu mlekowego był kosmiczny. Finalnie nabiegałem 4m10s, a po dobiegnięciu Kanda powstrzymywał mnie przed leżeniem i nakazywał robić skłon. Pamiętam, że mało co bym nie puścił pawia. Dostałem za to czwórę. Pyra miał bodajże 3m36s, ale nie mam pewności. Szybki był. Mój czas zapamiętałem doskonale i pamiętam również, że szybciej kilometra nie przebiegłem... aż do marca ubiegłego roku :)

Wskakujemy z powrotem do teraźniejszości, mamy niedzielę, 31 marca 2019, jest godzina 10:40, a ja pakuję się do auta i wyruszam do Żnina. Nieco później niż planowałem, a to wszystko dlatego, że #niesamymbieganiemczlowiekzyje, jak powyżej pisałem :) Pogoda do biegania byłaby wręcz idealna, gdyby nie silny wiatr, który był odczuwalny na moim, dość osłoniętym osiedlu. Termometr samochodowy, po wyjechaniu za miasto, pokazuje 10 stopni, momentami słońce przebija się przez dość niskie, ale porozrywane chmury. Tak przez całą trasę, która była dla mnie miła i przyjemna, tym bardziej, że przebiegła przy dźwiękach nowego albumu "Apparat - LP5". Aczkolwiek nie powiem - czułem się w tym momencie niezbyt chętny na ściganie i dość szybkie bieganie. Jednak wreszcie dojeżdżam do Żnina. Z parkingiem była chwila kombinacji, ale wszystko w normie. Niemniej chciałbym zwrócić uwagę, iż po objechaniu zaledwie 3 krótkich ulic zobaczyłem 5 samochodów zaparkowanych tak, że zajmowały od 1,3 do 1,5 miejsca ;) Z racji, iż moje kochane liceum zyskało piękną halę sportową, Organizator biegu nie ma problemów ze sprawnym wydawaniem pakietów startowych, a jednoczesnym dostępem do szatni, itd. Rach, ciach i wracam do auta, a czas już nagli, zostało 30 minut do startu. Przypięcie numeru startowego wymagało małej kombinacji, bowiem nie miał on dziurek, jak to się czasami zdarza - szczęśliwie w aucie miałem długopis, a papier nie był z tych najbardziej rozdzierających się. Dziś postanowiłem ubrać się na krótko, ale z racji mocnego i zimnego wiatru do mojej najulubieńszej, startowej koszulki #biegnijzproservice, ubrałem rękawki - okazało się to być strzałem w dziesiątkę. Po chwili ruszyłem na rozgrzewkę, którą zakończyłem kilkoma przebieżkami i dynamicznym rozciąganiem. Przed startem udało mi się spotkać dobrych znajomych Anię, Przemka i Wiktora oraz strzelić szybkie zdjęcie. Nie pchałem się naprzód stawki, ponieważ miałem tę świadomość, że w biegu nie ma ogromnej liczby uczestników, a drugą sprawą był fakt, iż z uwagi na przyjętą taktykę biegu, tak czy inaczej będę ciągle kogoś wyprzedzał. Oczywiście, jeśli taktykę uda się zrealizować :) Przy okazji polecam wszystkim sprawdzenie techniki Negative Split.
Już na rozgrzewce poczułem, że mimo krótkiego snu, organizm jednak jest bardzo gotowy na ten start! Czy to dzięki rozruchowi, który zrobiłem wczoraj? Może również wpływa na to sam fakt bycia w cyklu treningowym, który zakłada, iż dokładnie za dwa tygodnie, podczas Orlen Warsaw Marathon 2019, będę w szczycie formy i że w każdą z ostatnich kilku niedziel biegało mi się naprawdę wyśmienicie. Dobre samopoczucie trzymało się mnie przez cały bieg. Pierwsze trzy kilometry pobiegłem za szybko. Cóż. Do poprawy. Hamowałem się kilkukrotnie, ale niosło. Podczas maratonu nie ma miejsca na takie błędy. Po wybiegnięciu poza tereny miasta, biegliśmy wzdłuż Jeziora Żnińskiego Małego, po otwartym terenie. Wiało tam momentami bardzo srogo. Co gorsza, z punktu widzenia działania wiatru, trasa zawierała dwie "agrafki" (poniżej mapa), przez co jakby ciągle było pod wiatr, biorąc pod uwagę jego kierunek ;) Na piątym kilometrze (te pierwsze 4 zleciały niesamowicie szybko) dobiegamy do miejscowości Skarbienice, gdzie znajduje się pierwsza nawrotka. Chwilę później wybija na zegarku piąty lap i łączny czas na ten moment to 23:01. Cały czas biegnie mi się bardzo przyjemnie, swobodnie, ale teraz już jestem na równych obrotach. Podczas mijanki spotykam wspomniane wcześniej trio z drużyny "Pałuki Running Team" oraz starego kumpla "od siatkówki", Szymona, który też jest członkiem PRT. Po wybiciu kolejnego, szóstego lapa (4m39s), przyspieszam nie patrząc na zegarek. Przestawiam swój biegowy rytm o kilka jednostek mocy wyżej i biegnę na czuja. W połowie kilometra skręcamy w prawo, w kierunku miejscowości Rydlewo. Odnoszę wrażenie, że to był moment, kiedy przez ok. jeden kilometr wiało w plecy :) Wybija siódmy lap (4m27s). Myślę sobie, "jest super, tak trzymam". Rydlewo, nawrotka, chwilowe zaburzenie rytmu, ale to tylko moment i wracam przywitać się ponownie z Panem #wmordewind. Nadal biegnę na czuja, znowu mijanka ze znajomymi, wymiana uśmiechów i wybija ósmy lap (4m27s) - to jest to, rytm utrzymany. Do mety dwa kilometry, nogi niosą, więc znowu podkręcam śrubkę. Dobiegamy do miasta, kolejny kilometr (4m19s) przebiega nadal w dobrym nastroju. Jestem pozytywnie zaskoczony. Dziś głowa nie jest gorąca, jak to zwykle bywa, gdy biegnę na życiówkę i mam kilometr do mety, a biegnę całkiem szybko, jak na moje możliwości. W tym momencie przez moment kusiło mnie, aby dość mocno przycisnąć i nawiązać do wspomnianej lekcji w-f, i pobiec ostatni kilometr w 4m10s, tym bardziej, że końcówka trasy pokrywała się z tą z lekcji. Jednak pohamowałem swoje pomysły, przypomniałem sobie, że za dwa tygodnie coś poważnego mnie czeka, więc sentymenty odstawiam na bok i trzymam tempo z dziewiątego lapa. Dobiegam do mety i kończę z wynikiem oficjalnym 45m22s.
Co mnie bardzo cieszy, dziś na mecie nie musiałem "dochodzić do siebie". Nie było dyszenia jak lokomotywa przez dobrą minutę i podpierania się o cokolwiek ;) Czas, który nabiegałem jest o 28 sekund lepszy, niż moja atestowana życiówka na dychę z maja 2018. W grudniu 2018 pobiegłem 44m20s w Brzozie, ale tam atestu nie było. Niemniej osiągnąłem dzisiejszy cel i jestem już prawie gotowy do zmierzenia się z kolejnym.
Cieszy mnie również to, że Żnin pięknieje, dzięki czemu perspektywy tych wielu lat okolice wspomnianego jeziora, jak również sama płyta Rynku, prezentują się naprawdę znacznie lepiej. Super! Poza tym, przy mojej byłej szkole powstała astrobaza! http://www.astrobaza.kujawsko-pomorskie.pl/36,astrobazy-znin.html Super!

Podsumowując, kto wie, być może pobiegnę tu za rok?! :)

Komentarze

  1. Gratulacje! Wiatr potrafi namieszać, moc była z zapasem to najważniejsze!
    Ps. "Pyra" też biegł? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Pyra tym razem nie biegł hehehe :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mój pierwszy maraton - osobista relacja z III Maratonu Puszczy Bydgoskiej

Gdy tylko zacząłem myśleć o przebiegnięciu pierwszego maratonu, marzyłem, aby był on dla mnie wyjątkowy. Postanowiłem, że najlepszym miejscem na tę okoliczność będzie Puszcza Bydgoska, w której często trenuję. Może to dziwne, że wyjątkowość wiąże z miejscem, które tak dobrze znam. Jednak wynika to z tego, iż kocham biegać w lesie, eksplorując naturę, obserwując jej życie oraz to jak się zmienia. Puszcza Bydgoska oferuje ogrom pięknych, wymagających szlaków i ścieżek. Październikowy termin maratonu był mi bardzo na rękę, więc tegoroczne Biegi Puszczy Bydgoskiej były dla mnie idealną imprezą na maratoński debiut. W zasadzie bez żadnej namowy, a jedynie po przesłaniu wiadomości o tym, że się zapisałem, dołączył do mnie Konrad Różycki. Jego uczestnictwo, w tym jakże szczególnym dla mnie starcie, bardzo mnie ucieszyło! Konrad pomógł mi w stawianiu pierwszych biegowych kroków, przekazał i nadal przekazuje wiele cennych porad, przemyśl

Targety wyrobione, zamykam rok 2018 i otwieram bloga.

Cześć! :) Jestem Daniel i mieszkam w Bydgoszczy. Trenuję bieganie od nieco ponad półtora roku. Pierwszy raz pobiegłem 1 kwietnia 2017. Od pewnego czasu polubiłem również bardzo  jazdę na rowerze. Czasem pływam. Postanowiłem stworzyć to miejsce w sieci, ponieważ w przeciągu ostatnich kilku miesięcy otrzymałem wiele pozytywnych i inspirujących sygnałów od znajomych, jak również od samego siebie - sygnałów mówiących, iż chcę i powinienem coś pisać :) Zamierzam umieszczać tutaj szersze opisy treningów i planów, relacje ze startów, własne analizy i przemyślenia, technikalia dot. sprzętu biegowego. Wszystko to widziane okiem zawziętego amatora, który zakochał się w bieganiu wiosną 2017 roku. Amatora, który nie żyje po to, aby biegać, ale biega po to, aby lepiej żyć. Na opis biegowych początków, jak również samego siebie, przyjdzie czas - teraz pora na biegowe podsumowanie roku 2018! Najważniejsze info - targety udało się wyrobić! :) Ostatni z nich rzutem na taśmę przed imprezą ;) podc